Angielska wersja strony

W Rydlówce

„Ty dzisiaj jesteś szczęśliwa, panno młoda – zaproś gości…”


Kolejność działań była następująca:
Zniesienie obostrzeń i otwarcie muzeów;
Zamówienie pogody tam, w górze;
Rezerwacja wizyty w Rydlówce;
Wizyta!

„Topi się, kto bierze żonę!”

Wysiedliśmy z tramwaju i wkroczyliśmy od razu w inną przestrzeń i inny czas. Spokój, cisza, zieleń; jesteśmy w Bronowicach i idziemy ul. Zielony Most (tak, w tym miejscu nawet ulica tchnie poezją…) do Rydlówki. Niestety nie poczujemy atmosfery najsłynniejszego wesela w Polsce, bo nie ma deszczu, szarugi i listopadowego nieba nad nami, ale akurat ta niedogodność zupełnie nam nie przeszkadza, a słowo „niestety” zostało użyte przekornie. 

Pani przewodniczka w barwny i zajmujący sposób opowiedziała o czasie przed weselem, o samym obrzędzie; o mezaliansie w Krakowie i życiu na wsi. Duch Wyspiańskiego słuchał uważnie, a ze ścian przyglądała się  Jadwiga z Mikołajczyków Rydlowa, poważna, skupiona i wrażliwa.

„Niech się stopi, niech się spali, byle ładnie grajcy grali!|

Ten świat miniony zastygł w Rydlówce jak owad zatopiony na miliony lat w bursztynie. Dobrze, że mogliśmy na żywo obejrzeć to niezwykłe miejsce. Bo omawiać „Wesele” i nie iść do Rydlówki, to tak, jak zobaczyć Neapol i nie umrzeć… Czy jakoś tak…

Uczniowie oczekujący na wejście do Rydlówki
Wnętrze Rydlówki
Budynek Rydlówki

autorka informacji: Ewa Kmiecik

Email
Facebook
Twitter