Angielska wersja strony

Koło Turystyczne – Bieszczady

Poniedziałek. Mamy wakacje, a obowiązki wzywają. Tym razem nieco inne. Zbiórka na szczęście nie z samego rana. Ciepło. Na twarzach uśmiechy. Wyjazd z Krakowa, można rzec, że w pełnym słońcu. Dopiero na trasie dowiadujemy się, że aura w Bieszczadach uległa zmianie na gorsze. Modyfikujemy plan pierwszego wyjazdowego dnia. Zwiedzamy Skansen Budownictwa Ludowego w Sanoku, pod względem ilości obiektów, największy w Polsce. Czujemy się niczym w dekoracjach filmowych. Co kilka metrów inny styl, inny charakter budowli, inne przeznaczenie. W towarzystwie wyśmienitego przewodnika przeżywamy historyczny kalejdoskop. Z Sanoka wyruszamy wprost do miejsca docelowego – Bacówki Pod Małą Rawką –  urokliwego miejsca, jednego z ciekawszych w Bieszczadach. Po zakwaterowaniu i obiadokolacji wyruszamy w kierunku Malej Rawki. Deszcz nieco krzyżuje plany, jednak najbardziej wytrwali osiągają cel. Po powrocie wykorzystujemy czas na spotkania towarzyskie. Współmieszkańcy organizują nam koncert gitarowy. Cisza nocna staje się przyczynkiem do obcowania z poezją śpiewaną.

Wtorek. Czekamy na ustabilizowanie pogody i zapowiedziane rozpogodzenie. Po śniadaniu oddajemy się grom i zabawom. Bawimy się w konstruktorów modeli niesamowitych konstrukcji przestrzennych. Kiedy deszcze nieco ustają, wyruszamy w kierunku Lutowisk. Odwiedzamy ośrodek hodowli żubrów, zwiedzamy kościół katolicki, dawniej kościół prawosławny, następnie zwiedzamy wspomnianą miejscowość, która jeszcze w siedemnastym wieku była ważnym ośrodkiem targów końskich, znanym w Europie i miejscem wspólnego przenikania się trzech kultur. Poznajemy miejsca i metody wypalania węgla drzewnego. Do schroniska wracaliśmy już w dużym przejaśnieniu dającym nadzieję na lepszą pogodę jutro.

Środa. Po śniadaniu kolejne wejście na Małą Rawkę, tym razem w słońcu. Zapominamy, że w poniedziałek największa przeszkodą był deszcz. Z innej perspektywy poznajemy szlak. Wszystko wydaje się teraz bardziej przyjazne. Kibicuje nam bacówkowy owczarek podhalański. Kiedy osiągamy szczyt, odpoczywamy zasłużenie. Przewodnik interesująco opowiada o otaczającym nas świecie, przyrodzie, górach, widokach…. Same opowieści sprawiają, że nabieramy ochoty na jak najszybsze dotarcie do kolejnych celów. Małym Działem przechodzimy w kierunku Przełęczy Wyżnej. Tam po raz pierwszy doświadczamy natężenia ruchu turystycznego. Można wówczas uwierzyć, że Bieszczady są zadeptywane, ale w porównaniu w Karkonoszami wydają się zupełnie dziewicze. Następnie zdobyliśmy Połoninę Wetlińską oraz schronisko Chatka Puchatka. Znów zasłużony odpoczynek. Schodzimy z uśmiechem na twarzy do Brzegów Górnych a stamtąd już udajemy się do naszej kameralnej bacówki. Wieczór spędzamy na niekończących się rozmowach i zastanawianiu się, co przyniesie kolejny dzień.

Czwartek. Wczesna pobudka, śniadanie i wyjście w góry. To będzie gorący i wyczerpujący dzień. Udajemy się do Wołosatego i stamtąd atakujemy Tarnicę, najwyższy szczyt polskich Bieszczadów. Wejście najtrudniejsze w czasie trwania tego wyjazdu. Słońce opala, wody i jedzenia w plecaku ubywa z każdym postojem. Pod Tarnicą zbieramy siły i atakujemy szczyt. Wszyscy weszli, nikt nie został na dole. Natomiast na górze zasłużony odpoczynek, wspólne zdjęcia i podziwianie panoram we wszystkich kierunkach świata. Do domu wracamy przez Szeroki Wierch, z którego podziwiamy wczorajszą trasę naszej wędrówki. Docieramy do miejscowości Ustrzyki Górne i z tej miejscowości przedostajemy się na Przełęcz Wyżniańską, skąd już tylko kilka kroków do naszego miejsca noclegowego. Wieczorem przeżywaliśmy sportowe emocje związane z ME w piłce nożnej. Myślę, że na stadionie nie było takich kibiców, jak nasi uczniowie oraz uczennice. Brawo młodzieży za doping i wspieranie polskich piłkarzy! Po takim dniu trudno było zasnąć.

Piątek. Dzień powrotu do Krakowa. Trudna, choć nieco później ogłoszona pobudka z powodu wczorajszego wyczerpującego fizycznie i emocjonalnie dnia. Śniadanie, pakowanie się i ostatnie wspólne chwile w Bieszczadach. Z bagażami nowych doświadczeń oraz tymi prawdziwymi wsiadamy do busa i za plecami zostawiamy to, co przez tych kilka dni udało nam się zobaczyć, z nadzieją szybkiego tam powrotu.

SP 16_07_01 Bieszczady_5

Autor informacji i zdjęć: Cezary Hobgarski

Email
Facebook
Twitter